Moje ulubione miejsce to warsztat rękodzielniczy umiejscowiony blisko herbaty, kawy i towarzyskich rozmów.
Każdy kto mnie zna wie, że uwielbiam wyszywać haftem krzyżykowym. Nie mam na swoim koncie jeszcze żadnego dzieła życia powalającego ilością ściegów bądź gabarytami całości. Nie mogę pozwolić sobie na spędzanie z igłą codziennie po kilka godzin. Robię to jednak zawsze z wielkim zaangażowaniem i uwielbieniem. Ale tym razem nie o krzyżykach chciałam Wam napisać. W Dolinie odbyły się warsztaty tkackie i szydełkowe. W tym samym czasie prababcia moich dzieci znalazła u siebie zapas włóczki i postanowiła mnie z nią "ożenić". Od tego czasu nie rozstaję się z szydełkiem. Wykonuję prostą formę bo tylko podkładki pod kubki ale póki co, to mi wystarcza. Bawię się przy tym świetnie. Wybaczcie mieszaną jakość zdjęć ale są i z aparatu i z telefonu.
Pierwszy komplet "koślawców" zdjęty z szydełka, bez formowania wyglądał tak:
Potem było już lepiej: